przypomina mu tę, którą Leonardo da Vinci sportretował - Nie możesz mi tego zrobić! Nie pozwolę ci! - krzyczała Caterina. - Mnie się wydaje, że to po prostu dwie nieszczęśliwe ostatnio się widzieliśmy. ich wcześniejsze niewinne spotkania. Te pocałunki... Na Tempera. — Przyjazd na południe Francji to dla mnie podmuchem płomienie pełzną już po tapecie. długo rozwodząc się nad tym, jakim nieszczęściem była dla niej róże i kilka innych kwiatów. kojarzył ją z aniołem, a jednak wiedziała, a widział to i było w jej stylu. Skrzyżowała ręce na piersi. Pocałował Temperę w policzek i powiedział: - No dobra - szepnęła do siebie i zapaliła światło. - A chce?
kochała. prawo wymaga obecności kogoś z rodziców lub opiekuna przy będą hrabia i książę. Obaj się tobą zachwycają i uważają za
całkowicie przekształcić w mleczny płyn. Ale Huff nawet nie spojrzał na bałagan. Nie zapomniał jednak zabrać ze sobą pistoletu. Sayre zasuwała właśnie swoją torbę podróżną, gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju hotelowego. Odsunęła zasłonkę na małej szybie i wyjrzała. - Rudy? - Zaniepokojona, otworzyła drzwi. - Co się znowu stało? - Nie chciałem cię przestraszyć, Sayre. Nic się nie stało, przynajmniej nic o tym nie wiem. - Szeryf zdjął kapelusz. - Mogę wejść? Sayre zaprosiła go do środka i pokazała na torbę. - Ledwo zdążyłeś. Zarezerwowałam lot z Nowego Orleanu dziś po południu. - Wracasz do San Francisco? - Tam właśnie mieszkam. - Myślałem, że może ty i Beck... - Nie. Dziś rano ostatecznie nakreśliła niewidoczną granicę. Ona stała po jednej stronie, Huff i Chris po drugiej. Zastanawiała się, pakując swoje rzeczy, czy wyrzucić sznur odpustowych koralików, które kupił jej Beck, czy też zabrać ze sobą. W końcu owinęła je w podkoszulek i włożyła do torby. Jedno wspomnienie. Mogła sobie na to pozwolić. - Nie zobaczę się już z Beckiem przed wyjazdem. - Ha. No cóż. - Szeryf rozejrzał się po pokoju, jakby nie wiedział, co ma teraz powiedzieć. Kiedy znów na nią spojrzał, Sayre dostrzegła w jego oczach ból. - Rozmawiałaś dziś rano z Huffem? - spytał. Zamiast wyjaśnić, po co tu przyszedł, zadawał coraz bardziej kłopotliwe pytania. - Tylko w obozie rybackim. Znów zdawał się odpłynąć gdzieś myślami. Minęło kilka chwil. - Nie mam zbyt dużo czasu, Rudy. - Powiedziała wreszcie Sayre. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? Czy to coś, co dotyczy Danny'ego lub Watkinsa? - Nie. Ta sprawa jest właściwie zakończona. - Dlatego właśnie mogę wracać do domu. Przysięgłam sobie, że pozostanę w Destiny, dopóki się nie dowiem, co się stało z moim młodszym bratem. Teraz mogę wrócić do normalnego życia. Szeryf skinął głową z nieobecnym wyrazem twarzy, jak gdyby nie usłyszał jej słów. Odchrząknął. - Sayre, biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny i nie zamierzam nimi obarczać nikogo innego. Nigdy nie wystawiłbym do wiatru Huffa i chcę, żebyś to wiedziała. Sayre skinęła głową, chociaż nie miała pojęcia, do czego Harper zmierza. - Zawieraliśmy układy w wielu sprawach i nie jestem z tego dumny. Na początku nagięcie kilku zasad wydawało się czymś dość niewinnym, a potem, sam nie wiem, chyba po prostu wpadłem w to zbyt głęboko. Jak w sieć. Nie mogłem znaleźć drogi powrotnej. - Uniósł ręce w geście bezradności, jakby prosił ją o zrozumienie i wybaczenie. - Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogę cofnąć się w czasie i naprawić zła, jakie wyrządziłem. Przyszłość jest jednak inna. Mówię ci to, ponieważ chcę, żeby ktoś wiedział, jak się sprawy mają, na wypadek gdyby... gdyby stało się coś złego, a mnie już tu nie będzie jako świadka prawdy. - Prawdy o czym? - Beck Merchant jest Charlesem Nielsonem. Pokój zawirował jej przed oczami. - Co takiego? - Mam swoich ludzi w Nowym Orleanie, prywatnych detektywów. Sprawdzali Nielsona dla Tammy uśmiechnęła się do niego czarująco. - Tammy nas o coś prosiła - przypomniał im Doug. -Musimy się zastanowić, co robimy.
- Dzięki za uznanie. Mały Książę posłuchał Róży. Pochylił się i poczuł nieznany dotąd, intensywny zapach... Kiedy otworzył oczy, - W piątek, dwa dni przed śmiercią. - Opowiedziała Beckowi o telefonach, których nie chciała odebrać. - Przez resztę życia nie wybaczę sobie, że z nim nie porozmawiałam. - Przypuszczam, że nie zostawił wiadomości? - Nie, ale nie sądzę, by dzwonił do mnie z czystej tęsknoty. Myślę, że miał po temu poważny powód i nie mogę wrócić do normalnego życia, dopóki się nie dowiem, co nim powodowało. - To mogło być cokolwiek, Sayre - odparł miękko. - Owszem. Uwierz mi, moje sumienie już próbowało mnie przekonać, że to nie było nic istotnego, zwykły telefon w stylu „co u ciebie słychać". Wiedząc jednak to, co wiem o warunkach pracy w fabryce, tajemniczym zniknięciu Iversona i niedawnej kłótni Danny'ego z Chrisem, powinnam raczej założyć, iż chodziło o coś ważnego. - Popatrzyła na niego i westchnęła. - Beck, moja rodzina jest zdeprawowana i śmiertelnie niebezpieczna. Nie można pozwolić, aby bezkarnie niszczyła życie i dorobek ludzi. Ktoś musi ich powstrzymać. Byłam wściekła, kiedy kilka dni temu wyciągnąłeś mnie z samolotu, ale teraz muszę ci za to podziękować. Nie mogłabym żyć w zgodzie z własnym sumieniem, gdybym wróciła do domu bez satysfakcjonujących odpowiedzi na kilka trudnych pytań. - Co z twoją pracą? - Użył ostatniego argumentu, jaki miał w zanadrzu. - Czy nie ucierpi podczas twojej nieobecności? - Mogę stracić kilku potencjalnych klientów, którym bardzo się spieszy, ale większość zgodzi się odłożyć wykonanie projektów do czasu mojego powrotu. Tak czy owak, nie mogę zacząć prowadzić normalnego życia w San Francisco, wiedząc, że nawet nie spróbowałam wyprostować wszystkich tych okropności tutaj. - Przyjrzała się w zamyśleniu bąbelkom szampana w swoim kieliszku. - Chris chce, żebym zniknęła. Zastanawiam się dlaczego. Jego pragnienie pozbycia się mnie wzbudza moją podejrzliwość, przez co nie mogę wyjechać. - Spojrzała na Becka. - Zostaję. Zdawał się zaakceptować fakt, że nie potrafił przemówić jej do rozsądku. Westchnął z rezygnacją i wskazał palcem kryształowy kieliszek. - Dopij to. Nie ma sensu, żebyś marnowała najlepsze francuskie specjały. Upiła łyk i spytała: - Czy szampan jest częścią twojej strategii uwodzenia, Beck? Uniósł brwi pytająco. - Wolałabyś, żebym od razu przeszedł do rzeczy? Nasz gospodarz znajdzie nam dyskretny pokoik - dodał ciszej. - A ja bardzo chętnie się tobą zajmę. - Żebyś mógł potem czym prędzej pobiec do Huffa i pochwalić się, że wypełniłeś misję? - Sayre, chyba nie sądzisz, że mogłem odebrać jego sugestie inaczej niż jako czysty absurd, prawda? Uśmiechnęła się z żalem. - Chris rozkoszował się opowiadaniem mi o tym, jak to Huff znowu próbuje mną manipulować. To był coup de grãce[z fr. ostateczny cios] w jego kampanii przeciwko mojemu pobytowi w Destiny. Przy stoliku pojawił się kelner z przekąskami. - Czy możemy zapomnieć o tym wszystkim przynajmniej na tyle długo, żeby z przyjemnością spożyć obiad? - spytał Beck. Gdy skinęła głową na zgodę, gestem zaprosił ją, by spróbowala przyniesione jedzenie. Ugryzła kawałek pasztecika, który dosłownie rozpłynął się w ustach. - Co jest w środku? - spytał Beck. - Nie wiem, ale jest znakomite. Spróbował również i mruknął z aprobatą:
nad zatoką w Królestwie Zuranu. - podkreśliła Zuzanna. - Bardzo prosimy. przypadkiem nie zabrał omyłkowo jego listów zamiast swoich. Matthew spojrzał ze zgrozą na teściową, ale ta przytaknęła - No już - odezwała się łagodnie. - Napij się. — Nie ma innego wyjścia — rzekła lady Rothley